Na ten wpis czekałam chyba 16 lal, odkąd sama wróciłam z letnich Igrzysk w Pekinie, z uczuciem życiowej porażki, która tkwiła tak głęboko, że dopiero dekadę później zaczęłam o niej mówić. 2024 vs 2008 rok.
O zawodnikach borykających się z porażką świat szybko zapomina. Mam wrażenie, że po wsparciu, które jest okazywane przed Igrzyskami, kiedy jest nadzieja na wynik, pozostaje bardzo niewiele. Witani z kwiatami są tylko medaliści, reszta przemyka się przez hol lotniska, czasem odpowiadając na pytanie wnikliwego dziennikarza.
Hucznie odprawia się zawodników na wielkie zawody, ale równie piękne powitania zarezerwowane są już dla tych z sukcesami, ewentualnie tych, którzy odważyli się upublicznić coś kontrowersyjnego zza kulis przygotowań i startów. Zawodnik po porażce, powraca najczęściej w poczuciu wstydu, a czasem samotności, często bez słowa od instytucji sportowych, które tak bardzo chciały utożsamiać się z potencjalnym sukcesem. Ci sami zawodnicy, czasem jeszcze w reprezentacyjnych strojach przemieszczają się potem po kraju niezauważalni.
Chciałabym, aby środowisko sportowe, wspierało zawodników również po najgorszych występach i nieudanych startach, bo to wtedy zawodnicy budują zaufanie do ludzi i organizacji. I to wtedy ci sami zawodnicy wiedzą, że słaby wynik na zawodach, nawet tej najwyższej rangi, nie oznacza braku ich wartości jako ludzi. Okazując zawodnikom wsparcie po porażce, dajemy im możliwość obniżenia presji oczekiwań i lęku przed poczuciem odrzucenia i bezwartościowości w przyszłości. Wyzbywając się lęku przed porażką, a w konsekwencji negatywną opinią, a nawet ostracyzmem, pomagamy im osiągać w przyszłości najlepsze rezultaty na jakie ich stać.
Jednocześnie chciałabym podkreślić, że za mało budujemy w sportowcach wiary, że mogą rywalizować z największymi nacjami. Już w pracy z dziećmi i młodzieżą, słychać marzenie pt. “Chcę pojechać na Igrzyska Olimpijskie”, a nie “Chcę zdobyć medal na Igrzyskach”. U podstaw programowania takiej wiary w siebie zawodników leży potem dostęp do obcowania, trenowania i rywalizowania z najlepszymi przedstawicielami dyscyplin. Tak, aby uświadomić tym zawodnikom, że niczego im nie brakuje. To również wiąże się z rywalizowaniem z lepszymi od siebie zagranicą, a nie tylko budowania pewności siebie na podstawie bycia lepszym od kolegów grupie, klubie, województwie i kraju. Idźmy dalej, bo kiedy pojawiają się nieznani rywale podczas MŚ i ME Juniorów, to tej pewności zaczyna brakować.
Dlaczego? Bo pewność siebie nie powinna być budowana na podstawie bycia lepszym od kogoś i wygrywaniu z kimś. Zamiast tego, o wiele lepiej jest budować pewność siebie młodego zawodnika w oparciu o jego/jej skuteczność w różnych sytuacjach i świadomość wypracowanych umiejętności, które może wykorzystać w każdej sytuacji, niezależnie od tego kim jest oponent.
To jednak wymaga traktowania wszystkich zawodników równo i zapewnienia im równości szans, poza podziałami politycznymi w lokalnych i krajowych organizacjach. Przyjęło się niestety, że trenerzy kadrowi i zarządy podejmują decyzje, a często są to decyzje na korzyść swoich podopiecznych. Zawodnicy, bez swojego “reprezentanta” (czyt. trenera lub działacza), nie mają swoich praw w sprawie np. kwalifikacji czy składów do konkurencji sztafetowych. Co gorsza, polityczne rozgrywki w środowisku sportowym często pozbawiają zawodników prawa startu lub udziału np. w szkoleniu.
To szkodzi rozwojowi nie tylko jednostek, ale całej dyscypliny wprowadzając niezdrową rywalizację w drużynie, która burzy jakąkolwiek atmosferę wsparcia i poczucia bezpieczeństwa zawodników. Nie ma jedności. One Team One Dream? Nie sądzę.
16 lat temu byłam na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie w 2008r, na które zakwalifikowałam się do udziału w sztafecie. Dwa lata wcześniej zgarnęłyśmy srebro Mistrzostw Europy w sztafecie 4×200 dowolnym. Miałam wtedy 16 lat, na, na Igrzyskach 18. Prawo startu w sztafecie uzyskałam na podstawie czasów w rankingu i udziale w sztafecie, która uzyskała tą kwalifikację. W sztafecie jednak nie wystartowałam, bo na dzień przed startem trener kadrowy nakazał ubrać się w stroje startowe, a potem zrobił wewnętrzne zawody na zasadzie “kto pierwszy, ten lepszy”. Czy to było profesjonalne i wymierne? Nie, ale nie mogłam nic z tym zrobić. Przepłakałam resztę pobytu na IO, snując się po wiosce. Psycholog kadry był dostępny tylko dla najlepszych, którzy startują.
Rok wcześniej, opuściłam kadrowe zgrupowanie na Florydzie. Miałam 16 lat. Wróciłam wycieńczona psychicznie. Nie dałam rady być sama w apartamencie, tysiące kilometrów od domu. Nie dałam rady realizować treningów, nie dałam rady robić zakupów i gotować sobie posiłków. Sztab trenerów nie rozwiązał problemu, tak, aby pomóc nastolatce zmierzyć się z takim wyzwaniem. Obecni tam trenerzy po prostu dziwili się, o co mi chodzi, podobnie jak sami zawodnicy. Wróciłam do polski z myślą, że kończę z pływaniem. Związek dał mi ultimatum – jeśli wrócisz, to nie pojedziesz na Mistrzostwa Świata. I tak nie chciałam nigdy jechać.
Ta sytuacja zaważyła na byciu zawodniczką w konflikcie ze związkiem. Nie wystartowałam w sztafecie podczas Igrzysk w Pekinie, chociaż składy sztafet powinny być ustalane na podstawie wyników podczas kwalifikacji, a nie wymyślonych przez trenera kadrowego testów na dzień przed startem. Nie było tam mojego trenera, nie było tam jasnych reguł. Była polityka i samotna zawodniczka.
Takie sytuacje dalej mają miejsce i ograniczają równe traktowanie i dostęp do równych zasobów. Często, by zakwalifikować się na imprezy międzynarodowe, w wielu dyscyplinach niezbędna jest możliwość startów w konkretnych zawodach. Wysyłani są zawodnicy typowani przez trenerów. Innym razem zawodnicy boją się zgłaszać kontuzje, aby nie zostać pozbawionym środków na dalsze trenowanie. Kolejnym, o decyzji startu decyzją zarządy. Nie zawsze, ale za często.
Nie próbuje oskarżać, zwracam tylko uwagę na to, że dopóki nie będzie przejrzystych norm, zasad i działań w tym zakresie, to nigdy nie wykształcimy solidnych systemów kształtujących kolejne pokolenia zawodników rywalizujących z potęgami sportowymi na świecie. A zaczyna się od wartości, norm i zasad panujących w organizacjach, na każdym szczeblu po kolei.
Brak wartości i norm jako fundamentów organizacji uniemożliwia długofalowy rozwój. To te normy i wartości federacji, klubu, drużyny, grupy treningowej, czy w końcu relacji trener-zawodnik są podstawą codziennych zachowań, wiary w siebie i poczucia wartości zawodników oraz ich trenerów. A na koniec, to ta naturalna, a nie pompowana wizerunkowo, pewność siebie zawodnika pozwala mu sięgać po życiowe wyniki i najbardziej wartościowe osiągnięcia.
Niech to będzie dla wszystkich osób zaangażowanych w środowisko sportowe moment na wyciągnięcie wartościowych wniosków. Niech to będzie moment startu i ustanowienie odpowiednich wartości w federacji, klubie albo swojej grupie treningowej.
Być może przed Tobą stoi przyszły Mistrz Olimpijski, który potrzebuje teraz wsparcia. Nie czekaj.
Pani Psycholog, Olimpijka
Asia Budzis